prasowanie a konflikt libański

Czas przecieka między palcami. Z drugiej strony bliskie mi są tak zwane "zawieszenia", zwłaszcza kiedy jestem naprawdę zmęczona. A jestem, zresztą jak większość pracujących kobiet, które starają się prowadzić dom:) Staram się, bo przecież do typowej gospodyni domowej to jest mi bardzo daleko! Stos rzeczy do prasowania i prania zawsze przegrywa z ciekawym artykułem, nowymi pomocami metodycznymi czy choćby z katalogiem kosmetyków.

Nie myślę o tym czy zupa lepiej będzie smakowała tak czy siak, staram się rzecz jasna, ale bardziej interesuje mnie możliwość kolejnej wyprawy do jakiegoś zamku, którego jeszcze nie widziałam:) piorę i prasuję, wiadomości lecą w tle a ja myślę o wyjeździe.Ta tęsknota za podróżowaniem samym w sobie jest tym większa, że cudownie podróżuje się samochodem z moim mężem. On uwielbia jeździć a ja wpatrywać się w horyzont i bujać w obłokach:) niestety Libijczycy jakoś mało się przejęli tym, co mnie fascynuje i wywołali wojnę domową! (Kolejny news z konfliktu w Libii pojawia się na ekranie) Co to niby ma wspólnego z wyjazdami? Ceny paliwa podskoczyły do góry, przez co wyjazdy nasze zostały ograniczone do minimum! A szkoda. Nie jestem zwolenniczką mieszania się innych narodów w problemy wewnętrzne, a tym bardziej zbrojnej interwencji. Ale jestem zwolenniczką niższej ceny paliwa.

W końcu każdy ma prawo do wyrażania własnej opinii, która jak się okazuje zawsze sprowadza się do naszych własnych interesów. Bo przecież działanie sobie na szkodę nie jest działaniem normalnym. A każdy z nas jakkolwiek ustosunkuje się do tej całej sytuacji, czy stwierdzi, że nikt nie powinien się mieszać w ten konflikt to tak naprawdę będzie narzekać na ceny droższych biletów autobusowych, paliwa i produktów sklepach. Libia dotyczy nas wszystkich, nawet wtedy, kiedy stoję między praniem a prasowaniem myślę, że fajnie by było gdzieś pojechać! I oto nagle pojawia się przede mną inna młoda kobieta, która staje przed innym problemem. Czy ma co jeść czy nie w obozie dla uchodźców, bo pranie i prasowanie, które zajmowały ją miesiąc temu jakoś zniknęły w nicości. Tak jak ja myślała o wyjeździe poza miasto, o odwiedzinach rodziny, o zupie i nagle to wszystko zniknęło. Cały znany dotychczasowy świat uciekł gdzieś i rozpłynął się w huku i dymie. I wcale nie jest lepiej. Tylko gorzej, tylko czarniej. I ta młoda kobieta myśli jak ci cholerni Europejczycy i Amerykanie rozwalili jej życie. Nie jakiś prezydent czy wojsko. Tylko tak oskarżycielsko patrzy na mnie. A ja nie wiem co powiedzieć. Tak jakoś trochę mi wstyd. Bo przecież  między praniem a prasowaniem nie zdążyłam nikomu zbombardować domu, nikogo nie zastrzeliłam. To mnie nie dotyczy, nie mam z tym nic wspólnego! Ale jakoś tak nagle odechciało mi się wyjazdów, jakoś tak już nie złoszczę się  na cenę paliwa. Jakoś tak nagle odzywa się moje wredne sumienie, że jednak nie wszystko jest tak obojętne i nie można sobie tak obok przejść.

Komentarze

Popularne posty